Ciasto na pyszne pierogi, według sprawdzonego przepisu teściowej
Ilekroć Rodzicielka robiła pierogi, młoda Matka-kura brała nogi za pas, i wsiąkała na czas jakiś jak kamfora. Gdy jednak pierogi wypływały na wierch po ostatecznym gotowaniu cudem jakimś pojawiała się Matka i chętnie, a jakże, zasiadała do ich spożywania. A spożyć ich potrafiła zadziwiające ilości zważając, iż nie była zbyt obszernej postury. Dosłownie, jak wychudzony indor. Ale, o ile nie lubiła jeść, to jakoś pierogi jej wchodziły bez większego trudu. Jednak, mimo swojej sympatii do pierogów, nie była zainteresowana w proces ich przygotowywania. Co to to, to nie! Zawsze mówiła, że jest za młoda na to, by lepić pierogi. Że lepienie pierogów to przywilej starszawego pokolenia, a przede wszystkim babć, których pierogi tak czy inaczej smakują zawsze najlepiej. Nie wzięła jednak Matka pod uwagę tego, że aby nabyć praktyki pierogowej, zapewne te babcie od maleńkości pomagały swoim rodzicielkom przy lepieniu. Umyśliła sobie, że ona rozpocznie swoją „przygodę” z pierogami wówczas, gdy będzie się zbliżał jej wiek babciny.
Dużo się nie pomyliła. No, może nie czekała aż do ostatniego gwizdka, ale dość późno Matka sama zaczęła własną pierogową produkcję. I nie to, że z własnej inicjatywy! O nie! Własne dzieci ją zawstydziły i niemalże postawiły pod ścianą wyśmiewając, że tak prostego dania nie potrafi zrobić. Na nic były wszelkie tłumaczenia i zapieranie się nogami. Nie miała Matka wyjścia i pierogi lepić zaczęła.
Nie to oczywiście, że Matce od pierwszego razu pierogi wyszły jak malowane. Pierwsze koślawce nie dość, że niezbyt miękkie, tudzież rozgotowane, nie zachwycały zarówno wyglądem, jak i smakiem. Trzeba było nie lada wyobraźni, aby uznać je za chociażby dobre. Bo, a to przepis jakiś niedobry, a to mąka zła, a to – ostatecznie – zły dzień. Zawsze musiała Matka wymyślać na co by to zwalić.
Siłą rzeczy wciągnęła się jednak Matka w precedens pierogowy, a ambicja nie pozwoliła jej na odpuszczenie tematu. Zaczęła więc Matka najsampierw szukać odpowiedniego przepisu na ciasto pierogowe. Takiego, który zapewni, że ciasto będzie miękkie, ale nie rozgotuje się. No i nie zsinieje po ugotowaniu! I znalazła. U teściowej. Chociaż raz teściowa do czegoś się przydała!
A ile się Matka nalepiła przedtem pierogów, ile musiała się nawmawiać rodzinie, że są smaczne, ile ich wyrzuciła do śmieci, nim znalazła to, czego szukała. Ciasto na pyszne pierogi!
Aby ugnieść pyszne pierogowe ciasto potrzeba przygotować:
2 szklanki mąki pszennej poznańskiej, typ 500
1 jajko,
łyżkę masła śmietankowego
pół szklanki gorącej wody oraz
sól do smaku.
Dokładnie takie właśnie proporcje i taką właśnie mąkę.
No to zaczynamy?
Do miski należy przesiać mąkę, dodać dwie szczypty soli. Mąkę zgarnąć na kupkę, zrobić na środku dziurkę i wbić jajko. Masło pokroić w mniejsze kawałki i obłożyć nim mączną górkę.
Całość wymieszać nożem, tak by jajko połączyło się z mąką.
Dalej mieszając mąkę nożem powoli dolewać gorącą wodę, tak aby połączyły się wszystkie składniki, a zwłaszcza, aby roztopiło się masło. Gorącą wodę, a nie chłodną, czy zimną. Dlatego należy mieszać nożem, aby się nie poparzyć.
Gdy ciasto będzie miało stałą konsystencję przerzucić je należy na, oprószoną uprzednio mąką, stolnicę. Gdy już nie parzy łapek – dokładnie należy zagnieść ciasto. Ciasto ma być miękkie.
Ot i cała filozofia. Nawet Cipciak-mały to pojął w mig!
Ważne jest, aby ciasto miało możliwość "odpocząć". W tym celu owinąć je trzeba folią spożywczą i odłożyć do lodówki na 15 minut.
Gdy ciasto "odpocznie" przygotowujemy farsz. Jaki kto lubi. Natomiast przy przygotowywaniu samych pierogów, ciasto należy podzielić na małe kawałki i rozwałkować na cienkie placki. Z placków Matka równiutkie kółka wykrawa szklanką. Jak widać na załączonych zdjęciach.
Smacznego!