top of page

Polub nas na FB!

Ostatnio dodane posty

Pijany rodzic - obraz, który na zawsze zapada w pamięci

Największą tragedią rodziny jest alkohol i przemoc. W zasadzie, w wielu przypadkach, obie tragedie przenikają i uzupełniają się albo też wzajemnie wynikają z siebie. Pijany rodzic – to obraz, który na zawsze zapada w pamięci i który kreuje rzeczywistość nawet w dorosłym życiu człowieka. Ma przeogromny wpływ na późniejsze relacje, decyzje i emocje dorosłego dziecka alkoholika (DDA). Wystarczy sięgnąć po odpowiednią literaturę i w zasadzie cały materiał jest opracowany. W zasadzie, bo tak naprawdę każda historia dziecka, które wychowywało się w domu z pijanym rodzicem jest inna.

Matka-kura jest córką alkoholika. Wychowywała się w domu, w którym panowało ciągłe napięcie, które rosło z godziny na godzinę, poczynając do momentu, gdy minęła pora powrotu Heńka (ojca Matki) do domu. Szesnasta była punktem zero. Co nie znaczy, że przed nią było lepiej. Nie. Ale napięcie było mniejsze. W każdym razie nie było oczekiwania, najwyżej odreagowywanie sytuacji z poprzedniego dnia, a także prowizoryczny odpoczynek, niestety, w stanie ciągłej gotowości. Taka ułudna regeneracja sił przed następnym „starciem”. Do dzisiejszego dnia pamięta Matka późne wieczory, gdy „na czuwaniu” sama przed sobą udawała, że śpi. A w rzeczywistości uszy ustawione jak radary nasłuchiwały każdego szmeru na korytarzu, mimo że między uszami a korytarzem było cztery ściany. Jeden przepowiadający sygnał – charakterystyczny pijany krok, mamrotanie pod nosem, a w końcu zgrzyt klucza w zamku – i w pełnym rynsztunku gotowa była Matka na odparcie ataku skierowanego na nią, czy któregokolwiek z współuczestników tej wojny.

A starcia zawsze były „ostre” i przesycone wysokim poziomem agresji – z krzykiem, płaczem, nierzadko ze świstem latających talerzy i garnków, a przede wszystkim z odgłosami walki wręcz. Dobrze, że profilaktycznie „narzędzia” ewentualnej walki zbrojnej zawsze były usunięte z pola walki. Ale tego nauczyło doświadczenie, nie rozsądek. Rany cięte długo się goją. Ale jeszcze dłużej goją się rany na pochlastanej, wzdłuż i wszerz, psychice. Do dnia dzisiejszego, gdy słyszy Matka podobne odgłosy dobiegające z oddali – wskazujące, że u sąsiadów taki sam koszmar się dzieje, co niegdyś w jej domu rodzinnym, to ma Matka nieodpartą ochotę uciec. Uciec, tak jak czyniła to niejednokrotnie z Rodzicielką i siostrami. To samo brutalne doświadczenie nauczyło Rodzicielkę, małą Matkę i jej siostr, że czasami trzeba, zamiast odpierać atak, wycofać się. Zatem na palcach, pod osłoną nocy, jak jakieś zbiry, uciekała mała Matka z Rodzicielką i siostrami z własnego domu, by przeczekać pijacki atak furii.

No i ta wieczna odpowiedzialność, jaka ciążyła nad małą Matką – którą zresztą sama sobie narzuciła nie wiedząc po co i dlaczego? Czuła się mała Matka wręcz zobowiązana, aby być tym buforem między pijanym ojcem, a pozostałymi członkami rodziny. Siedziała więc mała Matka z urżniętym delikwentem i nie dość, że słuchała jego wywodów, na temat niesprawiedliwości na całym tym świecie oraz nieuczciwości Rodzicielki i jej potencjalnych kochankach, to jeszcze uderzała w drętwą dyskusję po tatowej sugestii: „porozmawiajmy o temacie”. Już wtedy wychodziły zapędy Matki do kontaktów z emocjonalnymi ekshibicjonistami i do potrzeby zbawiania świata. Zatem, nim ktokolwiek się zdołał obudzić próbowała mała Matka własnych sił, aby „udusić” chryję w zarodku. Nie zawsze jednak skutecznie.

***

Oczywiście były i humorystyczne aspekty całej tej sytuacji. Heniek zawsze wykazywał wysoki poziom ułańskiej fantazji przesyconej komizmem. Do dnia dzisiejszego w obiegu rodzinnym są powiedzonka Heńkowe, wyrosłe z pijanych urojeń, typu: „Co się patrzysz jak szczypiorek” tudzież „Nie masz u mnie ani jednego słupka”. Każdy wyjazd spod domu kwitowany jest tatowym „przysłowiem”: „Brum-brum i pojechała! A sąsiedzi widzą”. A każdy zły człowiek, to „skurwysyn… znaczy się, dobry człowiek”.

***

Ważne jest, aby wspomnieć przy tym wywodzie, że w rodzinie, gdzie jedna osoba jest uzależniona występuje zjawisko współuzależnienia. Zazwyczaj rola ta przypada drugiemu rodzicowi, który aby unieść problem również ucieka się do rozwiązania najprostszego – do kieliszka. Początkowo jest to zupełnie niedostrzegalne przez innych, trzeźwych domowników, a gdy zaczyna być widoczne – to zazwyczaj jest już za późno. Dźwignąć się osobie współuzależnionej z tego samego dna, co i uzależnionemu, jest tak samo trudno, chociaż mechanizm jest trochę inny. Ale może na ten temat kiedy indziej. Najistotniejsze w tym jest to, że nie dość, że dziecko – w tak dalece skomplikowanej sytuacji – ma nie jedno, ale dwoje pijanych rodziców w domu. A najbardziej tragiczna sytuacja jest wówczas, gdy oboje są agresorami. Tak też było w domu małej Matki-kury. Nie daj boże, aby Rodzicielka smutki swoje, przed przybyciem Heńka, „topiła”! Wówczas cała sytuacja była nie do ogarnięcia. Zwłaszcza w latach zaawansowanego alkoholizmu Heńka. To, co w wersji solo, było do przebrnięcia, w wersji demo było nie do pokonania!

***

Teraz patrzy na Matka-kura to z perspektywy czasu i stwierdza, że jako dorosłe dziecko alkoholika nie jest z nią tak źle. Nim Rodzicielka wpadła we współuzależnienie mała Matka i jej siostry zdążyły dorosnąć, a i nauczyć się, jak radzić sobie z tą całą sytuacją. Nie wyobraża sobie jednak Matka, i chyba nie jest sobie w stanie wyobrazić mimo własnych przeżyć, co czują małe dzieci, które żyją w takich domach. Z okresu swej maleńkości pamięta Matka wprawdzie pijanego ojca i jakieś kłótnie, ale jak przez mgłę. Najostrzej chyba tylko to, jak ojciec Rodzicielkę w nocy seksualnie nagabywał po pijaku, i to okrutne sapanie. Ale jak czyta Matka o dzieciach wyrzucanych przez pijanych ojców przez okna, maszerujących wpółnago po ulicy – wybierając taki los nad przebywanie z własną pijaną matką lub też o dzieciach głodzonych, maltretowanych i seksualnie wykorzystywanych przez oboje rodziców lub rodzica z jej partnerem/partnerką, to włosy Matce na głowie dęba stają – tak po prostu. Nawet trudno Matce – w tym momencie – o jakiś rozsądny komentarz! No, może przytoczy Matka taką oto sytuację:

1 listopada. Matka-kura idzie ze swoimi Cipciakami na groby zmarłych. Stara się nie rozmawiać zbyt głośno i wyłącznie o sprawach ważnych.

Cipciak-Mały: Mamo, a gdzie twój tato leży?

Matka-kura: Amelko, ale mój tato żyje.

Cipciak-Mały: Jak to? To jeszcze go ta wódka nie zabiła?

bottom of page