Jak dbać o zęby, wystające z gęby
Zęby, to niewątpliwie wizytówka każdego człowieka. Bo czy to nie miło mieć świadomość, że uśmiechamy się do innych pełnym, niekoniecznie równym, ale przynajmniej zdrowym „garniturem” zębów. Oczywiście najlepiej, aby był równy i śnieżno-biały, jak w reklamach. Matce-kurze wystarczy jednak, aby był to „garnitur” zdrowy. Bo jakoś nieszczególnie lubi Matka wchodzić w rozmowę z kimś, komu po prostu „wali z paszczy – że tak to bez ogródek Matka ujmie. Bo nie ma się co czarować, że zapach wydobywający się z ust, gdzie próchnica panoszy się na całego, należy do zapachów przyjemnych. Bo nie należy. A przecież nie jest to coś, z czym nie można walczyć, ani czemu nie można zapobiec.
Nie będzie się Matka rozpisywała na temat leczenia uzębienia, ale na pewno na temat profilaktyki się wypowie. Sama dysponuje bowiem zdrowym jak na swój wiek uzębieniem, z czego się szczyci, czemu jednak się dziwi – o czym za chwilę. Dysponuje ponadto dwiema mniejszymi szczękami, które wprawdzie należą do Cipciaków a nie do Matki, ale których dbałość jest priorytetem Matki. Dlaczego? Otóż dlatego, że wie Matka, iż sama miała wielkie szczęście, aby uchować swoje kły od próchnicy. Jakoś nie przypomina sobie bowiem, aby ktokolwiek, kiedykolwiek w jej rodzinnym domu gonił ją do mycia zębów. Nie pamięta, aby miała swoją szczoteczkę i pastę do zębów. Że nie wspomni już o kubku! Pamięta jednak to, jak jej koleżanka z klasy i z jednej ławki, a było to w klasie siódmej chyba, powiedziała, że ma żółte zęby. Żółte od niemycia! Nie żółte dlatego, że taka kość, ale żółte, ponieważ na jej zębach i między zębami zbierał się osad ze spożywanych różnorodnych produktów. Było to najbardziej kompromitujące przeżycie, jakie miała Matka-kura w swoim życiu.
Ale skąd miała wiedzieć, że mycie zębów jest takie istotne, skoro nikt jej o tym nie mówił. Fakt, czasami było szczotkowanie zębów w szkole i ich fluoryzacja. Fakt, chadzała mała Matka do szkolnego dentysty. Ale nigdy nikt jej nie powiedział, że powinna zęby myć przynajmniej rano i wieczorem w domu. Wierzcie Matce, że nikt jej tego nie powiedział! Dlatego dziwi się Matka, że zęby mleczne miała zdrowe, a potem zęby stałe, mimo niemycia, też jakoś uchowały się i cudem tylko chyba jakimś, żaden proces gnilny w nich nie nastąpił. Od tej siódmej klasy jednak Matka szczotkował zęby zawzięcie. I nie tylko dwa razy dziennie, ale i w miarę możliwości, po posiłkach. Dlatego też Matka-kura swoim Cipciakom od maleńkości wpajała, że mycie zębów, to bardzo ważna sprawa. Nie chciałaby bowiem Matka, aby jej Cipciaki musiały kiedykolwiek takiego wstydu, jak ona przeżyć. Nie chciałaby również, aby jej Cipciaki miały garnitur przerzedzony lub spróchniały. I nie słuchała babć, dziadków i cioć, że przecież taki niemowlak to zębów jeszcze nie ma i nie ma potrzeby im dziąseł czyścić. Nie słuchała też dobrych rad, pod tytułem, zęby mleczne wylecą, a nowe zdrowe urosną, więc nie ma potrzeby przeżywać i gonić dziecko do szorowania paszczy. Robiła swoje, bo wiedziała, że właśnie te pierwsze lata życia dziecka są niezwykle ważne, nie tylko dla stanu jego zębów mlecznych, ale także dla przyszłych zębów stałych. Czyściła więc jednemu i drugiemu Cipciakowi bezzębną paszczę. Przemywała Cipciakom dziąsła jałowym gazikiem zwilżonym w letniej, przegotowanej wodzie, albo w naparze z rumianku. W zależności od tego, jaką to miała fantazję. Potem kombinowała z pierwszymi szczoteczkami. Najpierw kupowała takie szczoteczki gryzaczki, potem szczoteczki silikonowe, potem szczoteczki różne – kolorowe, w różnych kształtach, tradycyjne i elektryczne, dostosowane jednak do wielkości otworu gębowego Cipciaka. Eksperymentowała Matka też z różnymi pastami i kolorowymi kubeczkami. A wszystko po to, by wyrobić w Cipciakach nawyk. Nawyk mycia zębów.
W pierwszych latach życia dziecka kształtują się bowiem jego nawyki, w tym też te higieniczne. Dlatego im wcześniej nauczymy dzieci poprawnej pielęgnacji jamy ustnej, tym chętniej będzie o nią dbać w przyszłości. Taka oto jest zębowa filozofia Matki-kury. Dla łatwiejszego zapamiętania i przyswojenia, ująć ją można w kilku punktach:
1. Nawyk higieny jamy ustnej mus wyrabiać od pierwszych dni życia dziecka. Jak już Matka wspominała mycie bezzębnej paszczy jest ważne. Przecież na dziąsłach u takiego maleństwa, nakarmionego mlekiem, a potem kaszką czy jakąś zupkową papką, też pozostają resztki jedzenia. Są one świetną pożywką dla różnych drobnoustrojów, m.in. bakterii i grzybów. Gdy resztek tych nie usuniemy narażamy dziecko na to, że rozpoczną się w jego ustach procesy gnilne, których następstwem są choroby dziąseł i śluzówki. Dlatego warto dbać o higienę jamy ustnej u noworodka. Ale to nie jedyny powód. Dbanie o jamę ustną dziecka już w jego pierwszych dniach życia oswaja dziecko z myciem ząbków. Taka manipulacja w buzi dziecka, związana z higieną jamy ustnej, w późniejszym czasie sprawi, że dziecko zacznie łączyć fakt jedzenia z koniecznością dbania o zęby. Zatem, Matka-kura radzi – gdy nakarmisz niemowlę, dokładnie przemyj mu dziąsła i języczek przegotowaną wodą lub rumiankiem (bez cukru oczywiście!). Najlepiej użyć jest do tego wyjałowionej, owiniętej wokół palca gazy.
Na rynku istnieją aktualnie specjalne silikonowe szczoteczki na palec do czyszczenia ząbków. Kiedyś tego nie było. Ale teraz, skoro już można skorzystać z takiego ułatwienia, to czemu nie. Nakładka zaprojektowana została na potrzeby czyszczenia jamy ustnej, dziąseł, obrzeży ząbków i samych ząbków niemowlęcia. Masowanie koi także dziąsła w trakcie ząbkowania.
Należy delikatnie przesuwać ją po dziąsłach od strony warg i języka. Delikatnie! Ważna jest tu oczywiście systematyczność! Takie pielęgnowanie powinno odbywać się przynajmniej dwa razy dziennie. Zwłaszcza jednak po wieczornym karmieniu.
Aby dziecko nie kojarzyło zabiegu czyszczenia dziąseł z czymś niemiłym, i aby przy tym nie płakało, można je zamienić w zabawę. To zupełnie proste. Matka-kura przy myciu paszczurków swoich Cipciaków robiła im masaż buziaków, delikatnie głaszcząc im pyszczki od czoła i brwi w dół, i śpiewała znaną wszystkim piosenkę „Szczotka, pasta, kubek, ciepła woda. Tak się zaczyna wielka przygoda!”.
Potem, gdy już Cipciaki samodzielnie czyściły kły, tę samą piosenkę razem Cipciakami śpiewała przy myciu zębów. A raczej starała się śpiewać.
2. Pierwsza szczoteczka do mycia zębów, to sprawa istotnej wagi. Zwłaszcza tak się dzieje, gdy dziecko jest już na tyle duże, że wie, co mu się podoba, a co nie. Ważne jest zatem, aby dziecko mogło samodzielnie dokonać wyboru szczoteczki do zębów. Pamiętać przy tym należy jednak, że wyboru tego tak naprawdę nie powinniśmy zostawiać samemu dziecku. Ktoś powie: A co to za różnica? Otóż różnica jest. Nie każda bowiem szczoteczka jest agronomicznie przystosowana do buziaka naszej pociechy. Musi być przystosowana do buzi dziecka zarówno wielkością, twardością, jak i ilością rzędów włosia. Powinna mieć również taki uchwyt, by dziecko mogło swobodnie trzymać szczoteczkę w dłoni. Lepiej też wybierać szczoteczki znanych marek, bo są solidne i ma się pewność, że posiadają odpowiednie atesty. Dziecku można natomiast pozostawić wybór koloru szczoteczki, albo wzorku, jakim jest opatrzona szczoteczka.
No i oczywiście rzecz istotna! Szczoteczkę należy dość często wymieniać! I przy zakupie kolejnej zwracać uwagę na to, że dziecko rośnie. Wraz z nim powinna też „rosnąc” szczoteczka.
3. Pasta do zębów też ważna sprawa. Gdy dziecko jest maleńkie, do mycia można używać samej wody albo rumianku. Gdy rośnie, to mus zacząć używać pasty. Najpierw w niewielkiej ilości. Mniej więcej wielkości pół ziarenka groszku. Oczywiście pasta, jak i szczoteczka powinna być dobrana do wieku dziecka. Pastę z fluorem można już kupić, kiedy zobaczysz u dziecka pierwszy ząbek, ale zawartość tego fluoru w paście powinna być dostosowana do potrzeb dziecka. Szkliwo ząbków u małego dziecka jest bardzo cienkie i delikatne, a fluor znajdujący się w paście wnika w szkliwo i chroni je przed próchnicą. Ale tylko w odpowiednich ilościach i pod warunkiem, że po myciu pasta jest dobrze wypłukana z buzi. Gdy dziecko jest maleńkie to musimy to robić samodzielnie – gazą. Gdy nauczy się samodzielnie płukać i wypluwać wodę, wówczas wystarczy tylko przypilnować, aby płukanie stało się elementem higieny jamy ustnej. Aby ten nawyk wyrobić wystarczy kupić dziecku ładny kubeczek.
4. Ważne jest, aby prawidłowo myć ząbki. Pamięta Matka-kura jak jej Cipciaki robiły pierwsze próby mycia ząbków. Nie było to takie łatwe. Zaśliniały się, chciały szczoteczkę włożyć wszędzie, ale nie do buzi, a gdy już ją tam włożyły, to częściej ją gryzły niż nią szczotkowały zęby. Oczywiście fantastyczna sprawa, to było zjadanie pasy to zębów! Musiała się Matka uzbroić w cierpliwość. Gdy jednak już Cipciaki nieco oswoiły się ze szczoteczką i zrozumiały o co kaman w tym całym myciu zębów, to musiała Matka powoli im do główek włożyć instruktaż obsługi szczoteczki. A brzmi on następująco:
Chociaż lat niewiele mam, to o ząbki swoje dbam,
Mam tu szczotkę, pastę, wodę, teraz zadbam o urodę.
Aby ząbki były białe, trzeba aby z zewnątrz całe
Dobrze były wyczyszczone i szczoteczką okrążone.
Gdy już z zewnątrz ząbki czyste, to od środka brudek wszystek
Mus szczoteczką wymieść z buzi, aby, gdy będziemy duzi
Nie mieć w ząbkach dziur z próchnicą, a dziąsełek z pleśniawicą.
Gdy już w środku czysty pyszczek, to siekacze sobie czyszczę
W przód i w tył szczoteczki ruchy wykonują wszystkie zuchy.
A na koniec ząbki przednie góra-dół myjemy pewnie.
Teraz już bakterie gnilne w mojej buzi są bezsilne.
***
Oczywiście sama pielęgnacja zębów nie wystarczy, aby dbać o zęby wystające z gęby. Dlatego ważne jest, aby:
chronić zęby dziecka przed próchnicą, czyli po umyciu ząbków nie dawać dzieciom słodkiego picia i przekąsek,
chodzić z dzieckiem do dentysty – im wcześniej, tym lepiej,
być dla dziecka przykładem – mycie zęby z dzieckiem, to najlepsza metoda! dzięki temu będzie wiedziało ono, że ten zabieg jest czymś oczywistym.