top of page

Polub nas na FB!

Ostatnio dodane posty

Koniec, to taki nowy początek

Heniek, to nie był zły chłopak. Wprawdzie, po latach picia, trochę śmierdział, ale miał złote serce. Najgorsze jednak było to, że mimo tego złotego serca, to mózg miał wyżarty przez alkohol. A dziurawy mózg to nic dobrego przecież. Zwłaszcza dla najbliższej rodziny, która znosić musiała, i to wcale nie rzadko, efekty wpadania Heńka do tych czarnych przestrzeni swego mózgu.

A efekty były drastyczne wręcz. Nocne maratony, to stosowne określenie tego, co działo się w domu, po tym, jak Heniek wrócił „na gazie". Zresztą Heniek „na gazie" trzymał się, i to konsekwentnie złotej zasady, z godnie z którą: Jak się kobiety nie bije, to jej wątroba gnije. Ot co.

Oczywiście złota zasada Henryka przenosiła się też i na jego dzieci. Ostatecznie trzy córki miał, a wiadomo, każda z nich w przyszłości stać się miała kobietą. Zatem, w myśl heńkowej zasady, należało zapobiegać rozbestwieniu i krótko, „za ryj" trzymać od maleńkości już. Ulka latami całymi godziła się na takie traktowanie. Ba, czas pokazał, że i nawet przywykła do tego. Do tego stopnia, że gdy zdesperowana Matka-kura złożyła w sądzie pozew o rozwód swych rodzicieli, to miast widoku ulgi na twarzy swej Rodzicielki, widziała jedynie rozwścieczenie okraszone zarzutem, które brzmiało: - Zmarnowałaś mi życie!

Ot, ironia.

Dlaczego, gdy kończy się coś złego w naszym życiu, to reagujemy zupełnie nieadekwatnie, a wręcz irracjonalnie do sytuacji jako całokształtu? Dlaczego nie dajemy sobie prawa do tego, aby skończyć to co złe, a zacząć żyć inaczej? Czy musi to być okraszone złami, burzą emocji i słowami, które wymykają się spod kontroli? Dlaczego Ulka, mimo iż stanęła w obliczu uwolnienia się spod wpływu Heńka, po prostu tego nie chciała?

Lęk przed rozstaniem towarzyszy człowiekowi na różnych etapach jego życia. Pojawia się już w wieku niemowlęcym. Dziecko uzależnione od rodzica, jako żywiciela, boi się separacji z nim. Pobudki są jednak racjonalne. Nie będzie miał go kto karmić. I chociaż lęk ten jest bardziej intuicyjny niż związany z racjonalnym myśleniem, to jest on bardzo silny. Potem, u dzieci w wieku przedszkolnym, normalnym zjawiskiem jest okazywanie pewnego niepokoju, tak w obliczu zagrażającej, jak i realnej separacji bliskich mu osób. Dziecko obserwuje otaczający go świat, i coraz bardziej zdaje sobie sprawę ze swojej zależności od rodziców. Ale ma to też inny wymiar. Wymiar emocjonalny. Z czasem dziecko coraz bardziej przywiązuje się emocjonalnie do osób najbliższych, którzy stanowią trzon ich egzystencji. Co jednak dziwne w tym wszystkim, to to, że nawet jeżeli rodzice nie spełniają należycie swojej roli „żywiciela", to jednak przywiązanie do nich dziecka jest bardzo silne. Stąd i większy lęk przed rozstaniem. Większość maluchów wyrasta jednak z tego „chorobliwego" przywiązania. Są jednak tacy, którym to nie mija. A co więcej, proces ten się pogłębia, nawet jeżeli dotyczy to innych osób niż rodzice.

Strach przed rozstaniem bardzo często pojawia się w kontekście związków partnerskich. I nie ważne, że relacja chyli się ku upadkowi. Nieważne, że wypaliło się uczucie. Nie ma znaczenia, że brak jest obustronnego zaangażowania i namiętności. Nieważne, że kłótnie, sprzeczki i nieporozumienia, nierzadko okraszane alkoholem, są na porządku dziennym. Partnerzy – nawet jeśli nie łączą ich zobowiązania (takie jak wspólne mieszkanie, dzieci, finanse) – nie kwapią się do podjęcia decyzji o rozstaniu. Oczywiście sytuacja taka, w zdecydowanej większości przypadków dotyczy kobiet. Czując tak silny lęk przed rozpadem relacji, wolą tkwić w niesatysfakcjonującym związku niż odejść i żyć samodzielnie. A jak cudownie potrafią sobie zracjonalizować swoje postępowanie! A jakże! Wprawdzie dostrzegają wady partnera oraz niedoskonałości związku, ale przymykają na nie oko, albo wmawiają sobie, a często i innym, że nie dzieje się nic niepokojącego.

Często też biorą na siebie odpowiedzialność za problemy w związku, oczyszczając tym samym partnera z jakiejkolwiek odpowiedzialności.

Tak jak było to w przypadku Ulki, niektóre osoby kurczowo trzymają się swoich partnerów. Dlaczego? Odpowiedź jest prosta. Panicznie boją się samotności. I nie chodzi tutaj o to, że z czymś nie dadzą sobie rady, nie o to, że będą same. O nie! Tylko o to, że będą osamotnione.

Skąd lęk przed osamotnieniem? Ciekawą na ten temat napisał Osho, hinduski guru i mistrz duchowy, w książce „Miłość, wolność, samotność". Zgodnie z jego tezą samotność jest esencją natury człowieka. Człowiek przychodzi na świat w rodzinie, więc od pierwszych chwil otaczają go ludzie. Dlatego samotność zaczyna go przerażać. Ale Osho zwraca też uwagę na to, że samotności nie należy mylić z osamotnieniem. „Kiedy pojmujesz swoją samotność jako osamotnienie, zmienia się cały kontekst. Samotność zawiera w sobie piękno i wspaniałość, jest pozytywna; osamotnienie jest biedne, negatywne, ciemne, tragiczne". Czy zatem chodzi tu o nazewnictwo tego, co jest przed nami?

Jednak nie tylko.

Mimo, że dla większości osób rozpad związku oznacza właśnie osamotnienie, to jednak gorsze od samego osamotnienia jest pogodzenie się z nim. Dzieje się tak z kilku powodów. Po pierwsze, lęk przed samotnością bywa skutkiem przyzwyczajenia. Po drugie, jest niewątpliwie związany z obawą, że w pojedynkę będzie trudno. Po trzecie jednak, jest efektem niskiego poczucia własnej wartości. A brak wiary w siebie, to niewątpliwie echo tego, co zadziało się w dzieciństwie. Dlatego osoba, która zaznała samotności w swoim „szczenięcym" życiu, w życiu dorosłym będzie próbowała za wszelką cenę zatrzymać u swojego boku partnera, nawet gdyby miało ją to unieszczęśliwić. Są również osoby – i nie jest ich wcale mało – które bez partnera czują się gorsze, niekompletne, a nawet- głównie dotyczy to kobiet – nieatrakcyjne. Stąd tyle toksycznych związków, które zamiast rosnąć w siłę, niszczą osoby, które w nich tkwią.

Jak to zmienić?

Przede wszystkim należy zdać sobie sprawę z tego, że strach przed rozstaniem jest uczuciem, które wyłącznie zatruwa, i tak toksyczny, związek. Ba! Nie wprowadza, nie tylko do związku nic dobrego, ale i do życia samego człowieka. Należy też uzmysłowić sobie, że strach ten jest też zrozumiały. Niezrozumiała jest tylko reakcja i to, co rzeczywiście robimy. Oczywiście najprościej jest uchylać się od tego, co nowe, co nieznane, czemu będzie trzeba stawić czoła. Ale, zdać sobie trzeba sprawę z tego, że takie unikanie tego co nieuniknione – czyli końca związku, nie rozwija, a niszczy. Ale przede wszystkim należy zmienić postrzeganie tego końca, spojrzeć mu prosto w oczy i dostrzec, że tak naprawdę to nie jest koniec. To jest nowy początek.

Czy Ulka poradziła sobie z rozpadem małżeństwa? Wiele lat nim stanęła na nogi. Nigdy jednak nie uzyskała pełni równowagi. Powód? Nigdy nie uwierzyła w siebie, w swoje możliwości, w swój potencjał. Ale żyje i życie to mija jej spokojnie. Nie odważyła się jednak wejść w kolejny związek. Pewnie dlatego, że gdzieś tam podświadomie wiedziała, że znowu może się uzależnić. A związek dwóch osób nie powinien być oparty na strachu, podporządkowaniu, zależności, ale na wsparciu, równouprawnieniu i obopólnym zaangażowaniu. Ot, co. Matka-kura wie to, i mądrzej postępuje w swoim życiu od Rodzicielki, mimo iż za dzieciństwa doświadczyła odrzucenia i jego konsekwencje do dzisiaj odczuwa. Ale się nie daje. Nawet jeżeli wmówiła sobie to, to jednak z pełnym przekonaniem i zaangażowaniem powtarza, że koniec, to taki nowy początek.

bottom of page