top of page

Polub nas na FB!

Ostatnio dodane posty

Jak Matka-kura ślepą kurą została

Matka, niby kura, a wzrok jak sokół miała. Co jej dumą nie lada było. Bo gdy ktoś nie widział, co tam na horyzoncie się dzieje, tudzież drobnego druczku rozczytać nie mógł, to Matka-kura ino podostrzyła swoje prawe i lewe oko i już wszystko widziała jak trzeba. A i książki w mroku czytać mogła, a i całymi dniami. A w okno monitora zerkała przez godzin więcej niż to wskazane. Ale nijakich efektów ubocznych nie miała, pod tytułem ból głowy, rozmywające się litery, czy też tracenie ostrości. Nigdy w życiu! Oczywiście teraz to już w życiu, w czasie przeszłym rozpatrywanym, bo stało się to, co nieuchronnie stać się musiało. I nie dlatego, że Matka-kura wzroku nie szanowała, bo przyznać trzeba uczciwie, że właśnie tak było. Ale dlatego, że zegar tyka i tyka, a czas do przodu nie do tyłu leci. A że leci, to dobrze. Bo przecież życie podobno zaczyna się po czterdziestce. No, ale wróćmy do wątku. A raczej do tego, co wraz z tym upływającym czasem Matce-kurze się przytrafiło.

To, że Matka-kura czytać książki lubi, to nie ulega frekwencji – jak mawiał jeden z naszych rodzimych prezydentów. Czyta książki o każdej porze dnia i nocy, i w zasadzie wszystkie, które jej w kurze łapki wpadną. Zasiada sobie w swoim ulubionym fotelu, tudzież układa się na łóżku i czyta. A czytając tak się w lekturę wciąga, że o bożym świecie nic nie wie, i wiedzieć nic nie chce. Ale nie w tym rzecz. Rzecz w tym, że – mimo swojego zatracenia – zdołała Matka swoim kurzym móżdżkiem zarejestrować, że aby móc gnać za literkami musi książkę trzymać w innej odległości niż do tej pory. Lampka jej się wówczas po raz pierwszy zaświeciła, ale szybciutko zgasła. Pomyślała sobie bowiem Matka-kura, że po prostu za wiele czyta i wzrok ze zmęczenia szwankować zaczyna.

I czas jakiś w tym przekonaniu tkwiła uradowana, co nie znaczy, że oczom odpoczywać dała. Najważniejsze, że zracjonalizowała sobie zachodzące w niej zmiany tak, że spokojnie mogła robić to, co lubi robić najbardziej. Nawet nie spostrzegła się, że czytając kolejną książkę zaczęła odsuwać ją coraz dalej. A jak zdziwiła się biedaczka, gdy nie dość, że ręka stała się za krótka, to i łepetyny już dalej do tyłu odchylić nie mogła. Lampka ponownie się zaświeciła. Gorzej jednak, że czyn za tym żaden jeszcze nie poszedł. Dopiero, gdy tym objawom towarzyszyć zaczęło odczucie, zmęczonych oczu połączonych z bólem głowy, uznała Matka-kura, że jednak młodość nie wieczność, a starość nie radość. Podjęła też decyzję, że czas najwyższy do specjalisty oczologa – jak mawia Cipciak-mały – się udać. Bo jak żyć, gdy coraz trudniej przeskoczyć wzrokiem z komputera lub książki na coś bardziej odległego, na przykład, by zobaczyć coś w telewizorze. I niestety, wszystko to są to najzwyklejsze objawy starczowzroczności. Starowzroczności!! Wady, która jak sama jej nazwa wskazuje, wiąże się ze starzeniem organizmu [sic!] Matka-kura zaraz też sprawdziła, co to takiego ta starowzroczność i dowiedziała się, że w przypadku oczu starzenie przejawia się twardnieniem soczewki, co pogarsza akomodację oka, czyli jego zdolność dostosowania się do widzenia wyraźnie z różnej odległości. Nie dość, że z wiekiem pięty twardnieją, to i soczewka!! Co za życie!

No, ale skoro to naturalna kolej rzeczy, to mus było się z nią pogodzić. Udać się do oczologa i okulary na kurzy [nos??] zasadzić.

Mus jednak wiedzieć, że okulary nie uchronią Matki-kury, ani nikogo po czterdziestce, przed pogorszeniem wzroku i starzeniem się oka. Pozwalają jednak dłużej pracować bez uczucia dyskomfortu i zmęczenia oczu. Jak długo? To się okaże. Matka-kura apeluje jednak do wszystkich, którzy objawy podobne u siebie zauważyli: czas udać się do specjalisty oczologa!

bottom of page