Pan Prowizorka
Heniek, to dobry chłopak był. Wprawdzie nie umarł jeszcze, ale jakoś Matce o Heńku w czasie przeszłym bardziej pasuje pisać. Nie wie bowiem Matka, jak tam u Heńka z miłością do prowizorki jest dzisiaj. Wie natomiast, że Mistrzem Prowizorki, w czasie przeszłym, był na pewno. I to Mistrzem przez duże M.
Bo Heniek niewątpliwy dar miał. Dar innowacyjnych rozwiązań „na chwilę”, które mimo swojej chwilowości przetrwać potrafiły całe lata. I nie ważne, czy to była sznurówka scalająca konstrukcję wodno-kanalizacyjną, czy taśma izolacyjna spełniająca rolę złącza nogi stołu, czy też firanka której rolą było zastąpienie drzwiczek w zdezelowanej szafce. Wszystkie owe heńkowe pomysły były trwalsze od prototypu. I nawet, gdy jego małżeństwo się rozpadło, to jego pomysły miały się zupełnie dobrze. Aż dziw, że nikt ich nie opatentował. Toż to, co fachowcy robią za grube pieniądze, to Heniek za flaszkę by pewnie wykonał. I tanio, i trwale.
Całe lata myślała Matka, że to tylko Heniek taki dar od Pana dostał. Trzeba sobie zatem wyobrazić, jakaż była jej ulga, gdy okazało się, że jest inaczej. Tak, tak. Ulga. Bo gdyby to był dar, to istniałoby prawdopodobieństwo, że może on nie pozostawać bez wpływu na geny potomstwa. A chciał nie chciał, Matka z Heńkiem genetycznie spokrewniona. I to w linii prostej. Obserwując poczynania Heńka, z obawą czekała Matka, aż u niej się jakie „talenta” odezwą. Całe szczęście gen pomysłowości jej nie dotknął. No, przynajmniej nie w takim stopniu jak u Heńka, bo jednak – z perspektywy czasu na całą sprawę patrzeć – to wyprzeć się go Matka zupełnie nie może. Kontroluje się jednak Matka ze swymi porywami i pomysły „chwilowe” z automatu odrzuca, jak niechciane połączenie. Abonent czasowo niedostępny!
Ale to nie był jedyny powód odetchnięcia Matki z ulgą. Świadomość, że w innych domostwach też innowacyjność bierze górę było dla Matki podwójnym wyzwoleniem spod jarzma prowizorki. To coś na podobieństwo terapii, dzięki której spotyka się osoby, które też borykają się z podobnymi problemami. Jakieś to było miłe dla serca i duszy, gdy okazało się, że Marian też jest Mistrzem Prowizorki, że Romek również jest studnią bez dna, z której wylewają się pomysłowe rozwiązania techniczne, i że wielu, wielu innych ojców czy matek, też nie stroni od stosowania patentów nie do przebicia. Jakie to było oczyszczające, gdy się człowiek mógł wygadać bez krępacji, że swoich rozmówców doprowadzi do lekkiego szoku, czy chociażby zdziwienia. Gdy mógł wymienić poglądy, spostrzeżenia i uwagi co do nowatorskości swoich krewnych. Jakże to w końcu miłe było, móc kogoś do domu zaprosić nie stresując się zastaną domową rzeczywistością.
Dlaczego Matka poruszyła ten temat? Otóż okazuje się, że – mimo, iż można by przypuszczać, że potrzeba Matką Wynalazków, a biorąc pod uwagę czasy w jakich Henryk „działał”, potrzeby wynikały z ograniczonego budżetu i dość ubogiego rynku części zamiennych – Prowizorka ma swoje „tradycje” do dzisiaj. Mimo postępu technologicznego, rozwoju gospodarki rynkowej, wzrostu PKB, dostępu do wiedzy i wykształcenia, to jednak nie zaginęła. I jeszcze za nią płacą niektórzy! Z obserwacji Matki wynika bowiem, że gro osób to lubi pracować tak, aby się nie napracować. A ci co za tą pracę płacą lubią, aby ich pracownicy kosztów nie generowali. Godzą się więc na prowizorkę.
Patrzeć tylko, jak prowizorysta to zawód jaki będzie, i to poszukiwany na rynku pracy. Może i bezrobocie dzięki niemu spadnie, a może i zupełnie zostanie wyeliminowane. Kto wie.
Matka jednak, mimo że alergii nigdy u siebie jakiej nie dostrzegła, to w kwestii prowizorki jest uczulona straszliwie. I omija prowizorkę z daleka! Nie zawsze się jednak da! I nie tyle, że ją wysypka męczy, patrząc na Mistrza Prowizorki – co cholera ją bierze patrząc na spartaczoną przez niego robotę. A leczyć się tego to chyba nie da? Chyba że znowu terapeutycznie. Stąd wpis tenże.