Guzoskie nasienie
- Wykapany tatuś!
- A gdzie tam! Toż to mamusia wypisz wymaluj!
- No co ty opowiadasz. Spójrz na te czoło, nos!
- Jakie czoło? Jaki nos? Zobacz jakie ma usta, brodę. Jakby skóra zdjęta z matki.
- Jakoś nie wydaje mi się. Nie widzę podobieństwa, i to żadnego!
Batalia trwa. Od narodzin do czasu, gdy ten, który był tematem przewodnim wielu zwad, powije temat na kolejne lata dysput i sporów.
Przepychanka genetyczna. Proces nieustający i nieśmiertelny. Ciągłe doszukiwanie się podobieństwa. Oczy matki, czoło ojca, uśmiech po dziadku oczywiście ze strony matki, nos identyczny jak matki ojca. Wywlekanie i podpisywanie się pod tym, co może – chociaż nie koniecznie musi – stanowić dowód na przedłużenie rodowego genotypu. Genotypu, który jakby nie patrzeć, jest tym najlepszym, najbardziej godnym i, bez dwóch zdań nawet, najbardziej elitarnym zespołem genów warunkującym właściwości dziedziczne nieświadomego niczego zupełnie małego człowieka. A jakaż dumna jest matka, gdy jej kto powie, że jej córka to jej odbicie. A jak ojcu puszczy się ego, gdy w jego chłopcu inni widzą jego samego z dzieciństwa.
Może się jednak tak zdarzyć, że nijak nie widać zewnętrznego podobieństwa do matki czy do ojca. Jest to oczywiście niesprawiedliwość okrutna. Ale i na nią są sposoby. Mus wówczas patrzeć tam, gdzie wzrok nie sięga. Nie przeszkadza więc dumnym rodzicom, by szukać podobieństwa do dawcy genów tam, gdzie go gołym okiem nie da się zobaczyć. Toż przecież te najlepsze cechy charakteru, uzdolnienia i pasje, to wypisz wymaluj po matce lub po ojcu być muszą. I batalia zaczyna się od nowa.
- Tatuś był taki sam w tym wieku.
- Mamusia też tak się zachowywała, gdy była mała.
- Normalnie głos ten sam, to nie ma się co dziwić, że taki do śpiewu uzdolniony co ojciec.
- A dryg do tańca to znowu po mamusi ma, jak nic.
Przykładów by można mnożyć. Zwłaszcza, gdy o te pozytywne cechy chodzi. Bo nie daj boże, aby dziecko nie spełniało oczekiwań któregoś z rodziców. To to dopiero przepychanka się zaczyna. Swoisty ping-pong.
- No, widać po kim to taki ananas. Ojciec to był taki wzorowy chłopiec.
- Matka to była zawsze taka grzeczna dziewczynka, aż niemożliwe, aby to po niej takie zachowania były.
- Teraz to dopiero widać jak na dłoni, do kogo podobne. Do ojca. Bo i jak ojciec podłe.
- Gdzie ja oczy miałem, że w ogóle się z tobą zadawałem. Chyba ślepy byłem. A teraz mam. A raczej nie mam. Nie mam się czym poszczycić.
Akurat ten ostatni przykład to z życia wzięty, bo takie gadki to Matka-kura nie raz słyszała z ust swego ojca, hrabiego von de Bidegoni. Wszelkie zło, jakie w heńkowym potomstwie było, z guzoskiego nasienia pochodziło. Wręcz skalało owo nasienie jego hrabioski kod genetyczny. Ot, takie życie.