top of page

Polub nas na FB!

Ostatnio dodane posty

Jak uczyć dzieci, aby spełniały swoje marzenia


Każdy z nas może być takim rodzicem jakim chce. Oczywiście! Może nauczyć dziecko, że ma prawo marzyć i zdobywać to, czego zapragnie. Może również skutecznie dziecku to uniemożliwić, tak jak to było w przypadku rodziców Matki-kury. Zduszone w zarodku marzenia nie miały prawa się spełniać, a mała Matka-kura nie była w stanie dostrzec szans, jakie niosło za sobą życie. Dlaczego tak się stało?

To, że ciągle utwierdzano małą Matkę-kurę w przekonaniu, że marzenia są złe, głupie i nieprzyszłościowe, to jedno. Może nawet mniej istotne. Ale to, że zdeptano w zarodku jej poczucie własnej wartości, to najistotniejszy błąd jaki został popełniony w jej wychowaniu. Świadomość niespełniania czyichś oczekiwań, to najgorsze, co mogą rodzice „zafundować” swoim dzieciom. Mała Matka-kura zamiast więc pielęgnować swoje pasje, swoje talenty i umiejętności, zepchnęła je głęboko do podświadomości, i skoncentrowała się na tym, aby zdobyć rozsądny, zdaniem najbliższych, zawód. Bo przecież to dużo właściwsze być byle nauczycielem (nic nie ma Matka-kura do nauczycieli, którzy są nauczycielami z powołania!) niźli plastykiem. Bo jakiż to zawód – artysta? A mała Matka-kura miała smykałkę do wszelkiego dzieła malarskiego. Przez całą szkołę podstawową chodziła na dodatkowe zajęcia z rysunku, w domu lubiła sobie rysować, we wszystkich plastycznych konkursach udział brała, i to z powodzeniem. Ale gdy przyszedł czas wyboru dalszej drogi, wyboru liceum, to rodzicielka Matki-kury powiedziała, że w żadnym wypadku i kazała inną szkołę wybrać. Wybrała więc Matka przedszkolanki. Po to właśnie, aby oczekiwania rodzicielki spełnić. Tak to było.

A potem, w ramach buntu, zaprzestała Matka rysować, malować i wszystkiego innego, co plastycznie powinno ją rozwijać. No, i może nie uwsteczniła się, ale do przodu to już nie poszła. Takie życie. Nie chciałaby Matka-kura, aby jej Cipciaki musiały kiedykolwiek rezygnować z własnych marzeń. I gdy dzisiaj mi mówi Kurka-podlotka, że na medycynę chce iść, a Cipciak-mały psychologiem dla zwierząt chce zostać, to zadaniem Matki-kury jest ją wspierać w tych marzeniach, nawet jeżeli by miały się te marzenia za pół roku zmienić. Sama zresztą też zaczęła coś tam sobie pokątnie szkicować, chociaż ręka sztywna, bo wie dzisiaj, że nigdy nie jest za późno dla spełniania marzeń. Wprawdzie marzenia Matki-kury też się zmieniły, bo gdy jej nie pozwolili malować, to pisać zaczęła i fach pisarski sobie umiłowała. I teraz bardziej pisać niźli rysować lubi, bo to mogła czynić, wprawdzie to szuflady, ale jednak. Ale to nie znaczy, że nie może ich dzisiaj realizować równolegle. Może, bo na dzień dzisiejszy ma Matka na tyle mocne poczucie własnej wartości, by w życiu z rozmachem realizować własne pragnienia. Dlatego też rzuciła w cholerę pracę w budżetówce na rzecz rozwijania pasji. I wierzy w to, że przyjdzie taki dzień, że pasja stanie się jej zawodem.

Wie też Matka, że własną postawą jest wzorem dla swoich Cipciaków. Ale czy samo bycie wzorem jest wystarczające? Jak zatem uczyć dzieci, aby spełniały swoje marzenia?

Jak już Matka pisała, marzenia są ulotne i zmienne.

Są też i te małe, i te duże. Jakiekolwiek jednak by nie były – to są bardzo ważne. Bo dzięki nim każdy z nas, i my dorośli i nasze dzieci, mamy ochotę rozwijać się, działać. Najważniejsze są jednak te marzenia, z najmłodszych lat. Te nieracjonalne i pełne fantazji. Bo to one kształtują późniejszą kreatywność i nawyk parcia do przodu. O ile oczywiście nie zostaną przez nas, dorosłych, wyśmiane, wykpione i stłumione w zarodku. Ale załóżmy, że nie. Tym bardziej, że przecież będąc rodzicami, tak naprawdę od pierwszych dni życia naszego dziecka spełniamy jego marzenia.

Że co? Że niby takie małe dzieci jeszcze nie marzą? Jak to nie? One marzą! Marzą o bliskości, o tym by mieć pełny brzuszek, o tym, aby było im ciepło. Tak, tak. To są takie pierwsze marzenia naszego dziecka. A my je spełniamy bezwiednie. Ale nawet, gdybyśmy mieli świadomość, że je spełniamy, to z perspektywy dorosłego człowieka potrafilibyśmy je zracjonalizować. Bo są one, jakby nie było, związane z normalną egzystencją i wydaje się, że każdemu się należą. Bez względu na to, czy nazwiemy je marzeniami, czy zwykłymi podstawowymi potrzebami. Ale jednak od nich zależy to, co zadzieje się w późniejszym naszych tych dzieci. Dlatego warto jak najczęściej zaspokajać pragnienia nawet najmniejszego dziecka. Dzięki temu mały człowieczek uczy się, że świat jest mu przyjazny, że może na was liczyć i że marzenia się spełniają. Zimnemu wychowowi, Matka-kura mówi stanowcze nie!

Z biegiem czasu, i z tym, jak nasze dziecko się rozwija, w związku z tym, że zaczyna poznawać świat coraz dokładniej, jego marzenia stają się znacznie bogatsze i bardziej różnorodne. Już nie ograniczają się do podstawowych potrzeb. Stają się coraz większe. I coraz bardzie nieracjonalne. Dziecko bowiem poznaje i rozwija piękną i wspaniałą krainę własnej wyobraźni. A w wyobraźni przecież wszystko jest możliwe. Każda mała dziewczynka marzy o tym, bo zostać księżniczką, a każdy chłopiec chce być rycerzem i walczyć ze smokiem. Z perspektywy dorosłego marzenia te są bardzo, bardzo nierealne i próbuje dziecko od nich odwieść. A jest to naturalne, że w tym wieku dzieci takie właśnie mają marzenia. Ma to bowiem związek z tym, że małe dziecko nie odróżnienia jeszcze realnego świata od fikcji. Ale czy tak naprawdę my rodzice nie możemy sprawić, żeby nasza mała córeczka została księżniczką, a nasz synek mógł powalczyć z prawdziwym smokiem? Możemy. Wystarczy zorganizować stroje, przebrania, zamienić się w damę dworu lub smoka, i po prostu pobawić się z dzieckiem. Oczywiście tłumacząc mu, że księżniczki, rycerze i smoki żyły dawno i teraz są tylko opisywani w bajkach, ale że kiedyś dziewczynka stanie się kobietą, czyli taką księżniczką, która swoim urokiem i dobrocią będzie zachwycała innych, a chłopiec mężczyzną, czyli takim rycerzem, który będzie bronił słabszych przed niebezpieczeństwami. Możemy z dzieckiem bawić się jego zabawkami i mówić za nie. Przecież to nic złego, że dziecko rozmawia z misiem czy lalką. Można angażować wiele innych zabaw. Można też czytać z dzieckiem książki i rozmawiać, rysować, a nawet przedstawiać ich bohaterów. Można? Można! A dziecko ma wówczas świadomość, że to co robi nie jest złe. Bo to nasza rola jest w tym, aby pielęgnować w dzieciach marzenia.

Oczywiście nie znaczy to, że musimy spełniać każdą zachciankę malucha. Że każdorazowo musimy się z nim bawić, kupować mu co tylko zechce. Nie! Nie można tego robić z kilku powodów. Po pierwsze, czasami pragnienia dziecka wykraczają poza zdrowy rozsądek.

Bo o ile możemy jeszcze coś wykombinować, aby podarować dziecku gwiazdkę z nieba (możemy ją z czegoś wykonać, narysować wspólnie z dzieckiem), to już raczej nie możemy pozwolić, by dziecko prowadziło samochód, czy skakało z dachu myśląc, że parasol jest zupełnie wystarczający, aby bezpiecznie wylądować. Matka-kura nie poleca też zadłużania się po to tylko, aby kupić dziecku drogą zabawkę. Tutaj można dziecku wytłumaczyć, że oszczędzając samo może sobie kupić to, czego pragnie. I z tego wynika to, co po drugie. Bo po drugie, spełnianie marzeń, na każe żądanie, nie wyjdzie dziecku na zdrowie. Jedyne, czego się dziecko wówczas uczy, to to, że wszystko mu się należy, że nie musi czekać czy też robić coś w tym celu, by marzenie mogło stać się realne. I tutaj ważne jest aby nauczyć nasze dzieci, że tak naprawdę przyjemny jest nie tylko moment spełnienia marzenia, ale także samo jego snucie i realizowanie. To na przyszłość nauczy go kolejnego kroku, jaki powinien nastąpić po marzeniu – planowania.

Jest jeszcze rzecz kolejna, jaką musi Matka-kura podjąć. Bardzo często marzenia dzieci są odzwierciedleniem marzeń rodziców. Tak, tak. Wielu rodziców bowiem marzy za swoje dzieci. Wymyśla im przyszłość, planuje, do jakich szkół pójdą, kim zostaną, a nawet, ile będą miały dzieci! Tymczasem plany malucha mogą nieco odbiegać od wyśnionego ideału rodzica. Niegdyś tatuś Kurki-podlotki tak się wszystkim chwalił na prawo i lewo, że on ma „marzenia dla siebie i Kurki”. Dobrze mu ktoś wówczas powiedział: „Marzenia Kurki, zostaw dla Kurki”. Bo nie ważne jest kim dziecko zostanie. Ważne jest, aby było szczęśliwe! Trzeba więc zrobić wszystko, i to od najmłodszych lat, aby wspierać marzenia dzieci i aby im ułatwiać ich realizację. Nawet, gdy trwają bardzo krótko. Bowiem nigdy nie wiadomo, czy gdy zaniechamy jakiegoś działania, okaże się, że to właśnie to stracone marzenie. A nawet gdy nie stracone, to na pewno, w przyszłości dziecko będzie nam rodzicom wdzięczne, że pomogliśmy mu rozwijać jego talenty (a nie zmuszali do tego by robiły coś wbrew ich woli). Chociaż i nie o wdzięczność tu chodzi, ale o świadomość, że nie było pozostawione same sobie. No i jest szansa, że swoje dzieci też będzie kiedyś wspierało.

bottom of page