Dlaczego mężczyźni zdradzają, a kobiety po prostu odchodzą
Kto by tego nie wiedział. Toż wiadomo, jaka powinna być kobieta! Wysoka. Szczupła. A jak nie wysoka, to bezwzględnie szczupła. Ale nie patyczakowata! Bo przecież i usiąść na czym mieć powinna i czym oddychać. Przy czym to, co w biodrach i w biuście powinno mieć zbliżone kształty, niekoniecznie obfite na maksa, ale koniecznie rozdzielone talią osy. Sam miód! Jędrny i gładki. No i koniecznie nie może być niskopodwoziowa – czyli na krótkich kaczych nóżkach, lecz na nogach pięknych, zgrabnych i szczupłych, sięgających niemalże do szyi. Bezcelulitowych oczywiście. A od szyi to już tylko bezpodbródkowa szyja, na której osadzone winno być rzucające na kolana lico o pięknych oczach z rzęsami wywiniętymi na czoło, kształtnym nosku, nieco zadartym do góry i wydatnych ustach kuszących by je całować. Oko mus jest aby było odmalowane, usta podkreślone, a policzki zarumienione. Ale bez przesady. Wszystko ma sprawiać wrażenie naturalnego. Do tego włos długi, rozwiany, nie daj boże rozdwojony czy potargany. Ewentualnie ponętnie związany w kok czy jakie inne ustrojstwo. No i oczywiście stopy i dłonie. Wymuskane, wyfiukane, wymalowane. Nie dotyczy to tylko samej skóry, na której niedopuszczalne są nagniotki czy zrogowacenie, ale i paznokci, przy czym te u rąk i najlepiej aby były szponiaste i czerwone.
Któremu facetowi oko samo nie poleci, gdy takie cudo na ulicy zobaczy? I nie to, żeby to coś złego było! Bo to tylko oznaka, że facet facetem jest i zdrową męskością swą się cieszy. Zwłaszcza, że w domu to ma takie „cudo”, co to to się wstyd z nim na ulicy pokazać! Grube to i rozflaczałe, z celulitem i rozstępami. Z oponką tam, gdzie winna być talia, wałkami na plecach i czymś co cyckami nie jest, ale pod nimi się fałduje. A jeżeli chodzi o same cycki, to te stoją tylko wówczas, gdy podłogę toto myje. W innym razie bezwładnie zwisają, jakby kto z nich powietrze spuścił. I nawet, jeżeli inne jakieś walory fizyczne ma, to to i tak już niesmak powoduje. Tym bardziej, że wiecznie to to potargane, nieumalowane, w rozciągniętych dresach po domu się snuje. Jedynie gdy do pracy wychodzi i z pracy wraca, to jeszcze jak ludzie wygląda, ale też nie tak znowu szykownie. No, ale może to i dobrze, bo inne chłopy za nią się nie oglądają. Tym bardziej, że przecież do pracy idzie, a nie na pokaz. Ale gdy tylko wraca to znowu, hop w swoje ulubione rozlazłe dresiska, i zamiast mężowi w oczy patrzeć, na kolanach posiedzieć, czułych słówek poszeptać, to znika w kuchni, czy gdzie tam, pod pretekstem, że robotę ma, że dzieci. Dla niego to nie ma już ona ani czasu, ani ochoty. Ani dla niego, ani na niego. Bo przecież, gdy wieczór przychodzi, to ta, zamiast w romantycznego motyla się przeistoczyć, to jeszcze coś garami w kuchni stuka, potem w łazience się zamyka, a na koniec z dziećmi zasypia. No, oczywiście zwleka się do wspólnego łoża, gdy on już rozespany. No, ale nic nie robi w tym celu, aby go rozbudzić. Tylko odwraca się tyłem, mówi, że zmęczona (a czasami to tak, że i głowa ją boli) i zasypia, jak gdyby go w ogóle nie było obok. A przecież on, gdy ona jeszcze z dzieciakami lekcje robiła, już się przygotował na miły wieczór, już sobie zaplanował, że miło będzie i w ogóle, zjadł grzecznie podaną mu kolację i nie narzekał, że niedobra, usunął się w kąt, gdy z odkurzaczem po domu szalała, z drogi schodził, gdy z żelazkiem w ręku dokazywała, w gary nie zaglądał, gdy obiad na dzień następny szykowała. Robił wszystko, aby jej ułatwić. Do pracy chodzi? Chodzi! Pieniądze zarabia? Zarabia! Nie głodują, dzieci co muszą mieć, to mają, na wakacje jeżdżą. Nawet ostatnio dał jej na imieniny kwiaty. Jego koledzy, to o takich sprawach jak imieniny żony nie pamiętają, a on jeden co roku. To chyba powinna być jakaś wdzięczna. Przecież też mu się coś od życia należy! A tu taka obojętność z jej strony wręcz.
Tylko wieczne pretensje, że za mało w domu się przykłada, że przy dzieciach mógłby pomóc, śmieci wynieść czy, niedoczekanie, gary umyć! Czy ona zrozumieć nie może, że on z pracy zmęczony przychodzi?! Nie ma co się dziwić, że na ulicy wzrok sam leci na takie kobiety z klasą. I na pewno nie może ona mieć do niego żalu. Sama go wręcz do tego popycha. Ostatecznie jest facetem i ma swoje potrzeby. Wprawdzie dotknąć (póki co) się nie ważył, ale gapić się, i marzyć, to nie grzech.
A zresztą, czy to raz jej mówił, że powinna coś ze sobą zrobić, bo się zapuściła i jakaś taka kłapciasta jest. Że po tych ciążach, to gruba się zrobiła, bo tylko żarła i żarła. A przecież dietę mogła trzymać. A skoro już się zapuściła, to jednak powinna coś na to zaradzić. Jakoś inne, to biorą się za siebie i zrzucają, co im przybyło. Wprawdzie cycki miała wtedy fajne i te akurat mogłyby zostać. Ale co z tego, jak zaraz po porodzie zostały mu odebrane na amen, a potem, to już nie było się do czego zabierać, bo cycki zniknęły. No i gruba też taka nie jest jak była, ale ciało ma takie mało elastyczne. Nie to co kiedyś. Nie to co kiedyś. Kiedyś, to ta jego też była laska, z głową w chmurach, nosem do góry i piersią do przodu. Ale zdziadziała.
Ciężki to żywot faceta. Nie każdego oczywiście, ale zdecydowanej większości typów, o których mowa powyżej. Więc Panowie, nie ma co się obrażać, jeżeli Was to nie dotyczy.
Kobiety też lżej nie mają, bo i z zazdrością, a nawet i z zawiścią na te idealne spoglądają. Wprawdzie większość tych spojrzeń to w biegu, z domu do pracy, z pracy do szkoły/przedszkola, ze sklepu do domu, ale trudno nie zauważyć gdy się ktoś prezentuje nieskazitelnie wręcz. I niejedna z kobiet z wszystkich sił dąży do tego, aby choć w połowie tak dobrze wyglądać, ale wiedzą, że mając do wyboru czas na siłowni, z czasem spędzonym z dziećmi, to ten drugi wybierze. No, może gdyby nie pracowała. No, ale czy praca w domu to nie praca? Gdy urlop się zbliża, to każda planuje co tu nie zrobi, jak to wypoczywać będzie, jak się odnowi i zresetuje. A potem okazuje się, że skoro ma wolne, to może remont w domu by zrobić, po kątach posprzątać, okna pomyć, i z dziećmi więcej czasu spędzić niż zwykle. Zresztą, gdy nawet coś zrobi koło siebie, to czy chociaż usłyszy dobre słowo? Nic ponadto, że znowu kasę wydała, o ile w ogóle „palec w oko” temu swemu wsadzi, by dostrzegł te zmiany. Zresztą, ile by nie robiła, to i tak żona tego czy tamtego lepiej wygląda. Tak przynajmniej ten jej tak mówi. Ale gdy rano zbiera się do pracy, to niby od niechcenia, zawsze pyta, dla kogo się tak stroi. A gdy powie, z prawdą zresztą, że dla niego, to zaraz komentarze słyszy, że pewnie już kogoś tam ma i że to dla niego te pończochy, spódnice i bluzki. Więc przestała mówić, albo prawie przestała. I albo nic się nie odzywa, albo od niechcenia rzuci, że dla siebie się stoi. Zresztą to też źle. Bo egoistką jest wówczas. Żenada! Więc częściej milczy, niż mówi. Po co mu zresztą ma mówić, że na aerobik chodzi, że coś dla siebie robi, by mu się podobać. I tak zaraz odwróci kota ogonem, i powie, że to dla kochanka. Zresztą i okoliczności do rozmowy niewiele, bo gdy z pracy wraca, to zaraz musi zabrać się za obiad, porządki i lekcje z dziećmi. A potem ścielenie, jakieś ostatnie porządki, prasowanie, przygotowanie czegoś na jutrzejszy posiłek. A w międzyczasie szybki prysznic. Nic więc dziwnego, że gdy tylko głowę do poduszki przyłoży, a zazwyczaj po czytaniu u dzieci w pokoju zasypia. I żeby to mogła spać spokojnie do rana. To nie. Bo przecież chodzi i sapie ten jej przez pół nocy, że jej na złość robi, że pewnie go zdradza, że głupia i brzydka. Gdy więc do wspólnego łoża trafia, to nie chce jej się nic. Czeka tylko, aż włoży i wyjmie i będzie mogła dalej kontynuować sen, by po nocy kolejny, podobny do poprzedniego, dzień zacząć.
Szczęśliwe te kobiety, którym niebiosa zesłały męża dobrego, pomocnego i ciągle o nią zabiegającego.
Ale nie czarujmy się. W większości przypadków, tak właśnie jest. Niestety. Niejako z samczej natury to wynika. Ale nie tylko. I z wychowania. I z obyczajów. I z kultury. I z tychże samych powodów ludzie tak tłuką się ze sobą latami. A przecież, jak ma być byle jak, to chyba lepiej, aby w ogóle. Po cóż to się męczyć.
Zresztą taka kobieta, to zdecydowanie wolałaby, aby rzucił ją i poszedł w cholerę. Ale nie. Toż w ekstazie zawsze powtarza jej, że ją kocha, że ona jedna, bo przecież matką jego dzieci jest, że nigdy jej nie zdradzi. Żeby jeszcze mogła mu wierzyć, że jedyna. Bo to, że matką jest, to wie sama. Toż czy ona nie widzi, jak to on oczkami na prawo i lewo łypie. Cholera go wie, czy kogo tam na boku obraca. Nie na darmo na całe wieczory znika. Ale ona ostatecznie tego woli nie wiedzieć. Im mniej człowiek wie, tym dłużej żyje. Ale sama, gdyby tylko spotkała kogoś, kto by ją traktował tak, jak ona na to zasługuje, tak jak ona tego potrzebuje, to kto wie, kto wie… Tymczasem, aby do rana. A on, czy to, że raz czy drugi zdarzył mu się skok w bok, to już od razu znaczy, że żony swojej nie kocha? Fakt, że to nie to samo, co kiedyś, no, ale przecież ona matką jego dzieci jest. No i przysięgał. I ona przysięgała. A to, że on ma potrzeby, a ona ich nie spełnia, to chyba dostateczny powód, by pchnąć go w ramiona innej. No, ale to nic zobowiązującego. Seks, to tylko seks. A żona, to żona. Rodzina, to rodzina. Zresztą, co to by ona bez niego zrobiła.
Niestety czasami tak bywa, że sprawy się komplikują, i niespodziewanie taki mąż żonie i ojciec dzieciom staje się ojcem innego dziecka. I wówczas ma zachwostkę, bo to nie wiadomo, czy z obecną żoną zostać i dzieci z nią chować, czy już odejść do tej potencjalnej, drugiej. I jeżeli sam nie odejdzie, nawet gdy nie o dziecko chodzi, to ona po ujawnionej zdradzie odejdzie od niego na pewno. Wcześniej czy później. I dobrze zresztą zrobi. Sama też ma przecież prawo, by sobie życie na nowo ułożyć. I nie ważne czy z kimś, czy w samotności. Szkoda tylko, że wcześniej sama tego nie zrobiła. Bo po cóż to siedzieć z takim facetem, który dobrego słowa nie powie, nie pocieszy, nie przytuli. Tylko krytykuje i marudzi. A nawet, gdy zdarzy się tak, że jednak odejdzie, nawet gdy mąż nie zdradzał, to też nie dlatego, że takie widzimisię miała, ale dlatego, że – tak samo, jak facetowi potrzeba seksu, tak jej potrzeba tego, by ktoś o nią zabiegał i traktował, nie jak nałożnicę, ale jak kobietę. Tę właśnie, za którą mężczyźni tak uwielbiają oglądać się na ulicy. Wyjątkową, najładniejszą i jedyną w swoim rodzaju.
Żadna to filozofia Matki-kury. To ino życie zgodne z tym, co teoria mówi.
Nie jest też tak, że to tylko mężczyźni zdradzają, a kobiety po prostu odchodzą. Bywa i zupełnie odwrotna sytuacja. I wcale nie będzie to wyjątek potwierdzający regułę. Bywają takie kobiety, których potencjał jest o wiele wyższy niż to, co oferuje im ich partner. Dlatego szukają, jak to się mówi, w d…* raków. Dlatego zdradzają. Różnica między zdradą kobiety, a zdradą mężczyzny jest jednak taka, że kobieta podchodzi do niej emocjonalnie, i gdy zdradzi, to uczucia swoje lokuje w tym, z którym zdradza. Natomiast mężczyzna nie (bywają i kobiety, które nie). I zasadniczo dążyć będzie do tego, aby odejść, nawet jeżeli nie do tego drugiego, to po prostu odejść. Bo ulokowanie uczuć w innej osobie przekreśla możliwość kontynuowania dotychczasowego związku. Taka natura. A były partner, nawet jeżeli jest ojcem ich wspólnych dzieci, ojcem tym pozostanie, ale nie kosztem ich matki. I tym emocjonalnym, i tym fizycznym.
Takie życie. Chociaż zdaje sobie Matka-kura, że nie każdy się z tym zgodzi.
Bo co człowiek, to inna ludzka historia. Ale na pewno nikt nie będzie oponował przed stwierdzeniem, że każdy – nieważne, czy to mężczyzna, czy kobieta – ma prawo do tego by w związku czuć się kochanym, ważnym i wyjątkowym. Gdy tego nie ma, związek traci na wartości. Więc jeżeli ma być byle jak, to zdaniem Matki-kury, lepiej aby nie było wcale.