top of page

Polub nas na FB!

Ostatnio dodane posty

Love is the drug


- Ty to nigdy nie możesz spokojnie? Zawsze wybierasz sobie takich partnerów, normalnie spod ciemnej gwiazdy! Męczysz się z nimi, ale trzymasz się ich kurczowo. A jak ci się trafi spokojny człowiek, to zaraz ci nie pasuje i szukasz w dupie raków. Jak to z Tobą jest?

Na pewno niektórym od razu przyjdą na myśl osoby, którym to pytanie należałoby zadać, albo zadano niejednokrotnie. I nie ma tu zależności, czy będzie to kobieta, czy mężczyzna. Bywają bowiem osoby, które – zdawałoby się – z własnej woli wybierają takich właśnie partnerów, którym daleko do ideału partnera doskonałego: czułego i kochającego. I pomija tu Matka celowo walory zewnętrzne, bowiem często, acz nie zawsze, ideał czułego i kochającego partnera mija się z jego urodą. Natura jest bowiem przekorna i zazwyczaj nie daje wszystkiego jednej osobie. Za to osoby, którym daleko do ideału, często są niezwykle atrakcyjne. Ich kruchość, nieobliczalność, nieokiełznanie, seksapil oczarowują, a niefrasobliwe romanse sprawiają, że mają reputację namiętnych. Ale czy oby na pewno te walory zewnętrzne są najistotniejsze. Okazuje się, że nie. Co więcej. Okazuje się, że osoby zakochujące się w typach „spod ciemnej gwiazdy”, nie zakochują się w nich dlatego, że potrzebują „wrażeń”. Jest to silniejsze od nich i pozostaje poza ich kontrolą. Oczywiście do czasu, gdy sobie uzmysłowią naturę takiego postępowania. Chociaż nie jest też powiedziane, że zrozumienie tego mechanizmu zmieni ich postępowanie w przyszłości. Ma to bowiem związek z zaburzeniami nie tyle osobowości tych osób, które mają swoje źródło w dzieciństwie, co zaburzeniami na poziomie... biologicznym.

Aby bliżej zrozumieć paradoksalne zachowanie osób zakochujących się w typach „spod ciemnej gwiazdy” musimy przenieść się na płaszczyznę cząsteczek i hormonów. Wiele bowiem zjawisk psychicznych można uzasadnić chemią mózgu. Mieć na uwadze należy jednak, że badania w dziedzinie chemii mózgu, którą porusza Matka, dopiero się rozpoczęły i istnieją spekulacje co do natury omawianego zagadnienia. Niemniej jednak dla Matki są one przemawiające. Dlatego je przytacza*.

Przejdźmy jednak do rzeczy.

Każdy człowiek wyposażony jest w dwa, zdawałoby się przeciwstawne układy: układ nagrody (ośrodek przyjemności) i układ kary. Układ nagrody jest częścią układu limbicznego odpowiedzialnego za emocje. Można to sobie wyobrazić w następujący sposób. Siedzący w mózgu ludzik aplikuje zastrzyk dopaminy, który wywołuje uczucie szczęścia, kiedy hormon dotrze do komórki docelowej. Układ kary wywołuje natomiast strach i ostrzega człowieka przed naruszeniem zasad i obowiązujących praw.

Każdy człowiek wyposażony jest ponadto w rozsądek (umiejscowiony prawdopodobnie w płacie czołowym), który umożliwia mu zastanowienie się nad tym czy jego potrzeby zgłaszane przez układ nagrody będą zrealizowane, i czy spełni swoje naturalne popędy, czy też górę weźmie układ kary, dzięki któremu uniknie on ewentualnych niepożądanych konsekwencji. Najczęściej układ nagrody i kary są w równowadze, a rozsądek nie ma problemów w pośredniczeniu między nimi. Niemniej rozsądek i układ nagrody stanowią światy równoległe, których potrzeby nie zawsze są zgodne. Natura bowiem wyposażyła ponadto człowieka w endogenny układ opioidowy (EUO), który na pierwszy plan wysuwa jednak potrzeby, i to te naczelne – związane z przeżyciem.

Na początek, przyjrzyjmy się jak działa EUO, za przykład biorąc podstawowe pragnienia konieczne do utrzymania życia, czyli odżywianie i rozmnażanie. Każdy z nas jest sobie w stanie przypomnieć, jak to jest gdy odczuwa głód. Jest to popęd wynikający z potrzeby przeżycia. Każdy musi jeść, aby przeżyć. Gdy zaspokajamy głód czy pragnienie do kriwioobiegu wtryskiwanie są endorfiny – to nagroda za nasze działanie na rzecz przetrwania. Inaczej moglibyśmy zapomnieć o jedzeniu. Gdy głód jest niezaspokojony, również EUO ma tu swój niebagatelny udział. W stanie głodu endorfiny wywołują uczucie euforii, żeby nie zaprzestać poszukiwania pożywienia. Podobnie hormony szczęścia krążą w mózgu wtedy, gdy człowiek uprawia seks. Wydaje się, ze natura tak to urządziła, aby zachować gatunek ludzki. Jeśli głód, pragnienie i seks nie są zaspokojone, wówczas czujemy się źle.

Gdyby jednak jednostka złożona z EUO i układu nagrody miała „wolną drogę”, człowiek ciągle by tylko jadł, pił i kopulował, a zdobywanie pożywienia i wywalczanie seksu w brutalnych walkach – jak u zwierząt – sprawiałoby mu niezwykłą przyjemność. Pragnienie działania endorfin jest niekiedy tak duże, że skłania do robienia rzeczy, których robić się nie powinno. Niemal zawsze za takim niekontrolowanym zachowaniem kryje się wadliwość EUO. Jeżeli system działa jak należy, człowiek czuje, że wszystko jest w sam raz. Jeżeli system zawodzi, człowiek czuje się podle, ma zły humor, jest rozdrażniony i spięty, szuka więc możliwości zmiany tego stanu. Chociażby kosztem samego siebie.

Pytanie zapewne, jak to się ma to do fascynacji złem i stawania się „ofiarą” typa „spod ciemnej gwiazdy”?

W kontekście przytoczonej teorii, najczęściej w takie – „chore”, z naszego punktu widzenia – związki, wchodzą osoby z wadliwym EUO. Najmniejszy problem, gdy zarówno jedna, jak i druga strona tego związku ma podobną „wadę”. Dzięki związkowi uzupełniają się i wzajemnie podsycają swoje pragnienia i popędy. Nie można wówczas mówić, aby którakolwiek ze stron była ofiarą, nawet jeżeli nam się tak wydaje. Chyba, że... chyba, że któraś ze stron straci w tym związku życie. Bo i takie finały odnotowywane są w kartotekach kryminalnych. No, ale – można powiedzieć – że traci je na własne żądanie.

Gorzej, gdy w związku tylko jedna osoba ma wadliwe EUO. Można wówczas przypuszczać, że w takiej konfiguracji, jeden z partnerów będzie ofiarą. Ale czy na pewno?

Istnieją osoby, które po prostu fascynuje tajemniczość, zło i przemoc, którymi emanuje kochane przez nie „monstrum”. Osoby takie, mimo świadomości zła, bez problemu decydują się na nie, za cel stawiając sobie zmianę zachowania partnera. I tutaj można dokonać kolejnego podziału.

Jedna grupa partnerów, to „cyrkowi treserzy niebezpiecznych drapieżników”, która żyje w przeświadczeniu, że ich „zwierze” jest bezpieczne, oczywiście póki zwierze ich nie zje. Druga grupa, to osoby cierpiące na zespół „Ale Mój Jest Zupełnie Inny”. Osoby z tej grupy bardzo chętnie i bardzo często bronią swoich „złych” partnerów, wytaczają działa z argumentami na to, że ich zmiana jest możliwa, a i już jest widoczna, a przede wszystkim przejaskrawiają ich „pozytywne” cechy, które stanowią naczelny argument pozostawania w nimi związku. Gdy noszą okulary przeciwsłoneczne lub kryją siniaki pod odzieniem, to tylko dlatego, że spadli ze schodów lub półka ich zaatakowała. Nigdy partner. Mają przy tym poczucie, że są potrzebni. Być może nawet pierwszy raz w życiu.

W żadnym razie wyżej wymienione osoby nie są, i nie czują się ofiarami!

Są jednak wśród osób wchodzących w „chore” relacje osoby, które po prostu mają pecha w miłości, i które rozpaczliwie poszukując partnera rzeczywiście zakochują się, często w nieodpowiednich osobach. Ale do tego dochodzą późno, czasem nawet za późno, gdy więzi i zależności między nimi są tak zawiłe, że trudno jest się im przeciwstawić.

Chemia mózgu w sytuacji zakochania, często płata figle. Dlaczego. Otóż dlatego, że miłość jest sterowana nie rozważaniami mózgu rozsądku, lecz hormonami. No i popędami. Naturalną koleją rzeczy jest bowiem to, że mamy potrzebę poczucia rozmnażania się. Dlatego szukamy partnerów głównie do tego celu, chociaż nie jest to działanie na poziomie świadomym. Nim bowiem dojdzie do prokreacji, to najpierw zaspokajamy swoje potrzeby bycia ważnym, bycia potrzebnym i bycia szczęśliwym, związane bezpośrednio z układem nagrody, a wszystko to zapewniają endorfiny. Dlatego się zakochujemy. A gdy jesteśmy zakochani na krytykę i racjonalne myślenie nie ma miejsca, nawet gdy nie zawsze dzieje się najlepiej. Poza tym, partnerzy z zaburzeniami EUO mają umiejętność wywierania silnego wpływu na animalistyczne obszary mózgu swoich partnerów, dzięki czemu spychają ich rozsądek na margines.

Czy powinniśmy zatem ingerować w życie tych osób? Krytykować? Pytać? A jeżeli tak, to kiedy i w jaki sposób? Czy może lepiej pozostawić ich samym sobie?

* Szczerze poleca Matka książkę autorstwa B. Bandelow, „Bestia. Dlaczego zło nas fascynuje?”, Wyd. PWN, Warszawa 2014.

bottom of page