O tym, jak mrówkojad został sam w domu, i nie pozwolił by pokonała go zazdrość
Nikt nie lubi być sam w domu. Zwłaszcza nie lubimy, gdy z domu wychodzi Ktoś, na kim nam zależy. Jesteśmy wówczas zrobić wszystko, aby ten Ktoś z nami został. Szczególnie dzieci mają taką skłonność – chociaż nie tylko! Skłonność do wymuszania na Kimś zachowań, które są wygodne to umiejętność wszystkich ludzi. Ale dzieci są mistrzami. Wszystko po to, aby Ktoś od dziecka nie odstępował, zawsze przy dziecku był, opiekował się nim i wypełniał mu czas. I nie koniecznie chodzi tu o wyjście rodzica z domu. Czasami trudno rodzicowi wyjść z dziecięcego pokoju, by oddać się zajęciom innym niż zabawa z dzieckiem.
„Najlepszym” sposobem jakie zna dziecko jest płacz – wprawdzie wymuszony – za to „o smaku żali, soli i satysfakcji” oraz rozmyślanie o różnych smutnych rzeczach – nawet jeżeli nie związanych bezpośrednio z sytuacją, to na pewno podtrzymujących uczucie rozżalenia. Kto z rodziców nie przerabiał sytuacji, gdy koniec żalu miał zupełnie inny kontekst niż jego początek. Dochodzi czasami do scen dantejskich, których podłożem okazują się sytuacje sprzed miesięcy – mimo że początek „sceny” zdawał się być zupełnie niewinny. Dlaczego się tak dzieje? W pewnym sensie, taki płacz służący wymuszaniu jest przyjemny. I dzieci o tym wiedzą. Bo, po pierwsze, zazwyczaj przynosi oczekiwany skutek, a pod drugie – można przy okazji „załatwić” kilka innych spraw. Ale najważniejsze, że Ktoś, kogo dotyczy cała ta sytuacja, lituje się nad płaczącym i mu w końcu ustępuje. Jeden zero dla dziecka!
Innym sprytnym sposobem wymuszania jest budzenie poczucia winy poprzez pokazywanie i wyolbrzymianie pustki, jaka zostanie gdy Ktoś od dziecka „odejdzie” i dziecko zostanie samo. Zwykłe wyjście podnoszone jest do rangi zupełnego opuszczenia.
Emanowanie niechęcią do innych, którzy sprawiają, że Ktoś musi dziecko „opuścić”, to kolejny sposób na wymuszenie. Rzucanie oskarżeń, nadawanie i wyolbrzymianie negatywnych cech oraz jawna wrogość jest dziecinnym sposobem na to, by odsunąć Kogoś od decyzji opuszczenia dziecka. A od wrogości do agresji tylko mały krok.
Dlaczego tak się dzieje?
Podłożem wymuszania jest zwykła zazdrość dziecka o to, że jego miejsce obok Ktosia zajmie inna osoba, że to ta inna osoba może stać się ważniejsza. I nie ważne czy na krótko, czy na długo. Dla dziecka czas nie jest pojęciem względnym. Czasami krótka chwila jest dla dziecka wiecznością. Dziecko chce mieć Ktosia wyłącznie dla siebie.
Smutne, płaczliwe, obrażone, a nawet agresywne – takie jest dziecko, którym targa zazdrość. Samo nie jest w stanie poradzić sobie z tym uczuciem. Dlatego trzeba z dzieckiem rozmawiać. A nie kto inny, jak my rodzice musimy stanąć przed tym wyzwaniem.
Jak sobie poradzić z zazdrością dziecka o nas i nasz czas?
Nigdy nie było to tak proste. A z pomocą przyszło Wydawnictwo Zakamarki publikując książeczkę Lotty Olsson z ilustracjami Marii Nilsson Thore pod tytułem „Sam w domu”.
Książka „Sam w domu” to bardzo ciekawe opowiadanie poruszające wszystkie problemy związane z zazdrością i wymuszaniem. Bohaterami opowiadania są:
Zazdrosny mrówkojad i jego szmaciana maskotka Karol Gustaw,
orzesznica – przyjaciółka mrówkojada,
oraz – mający wielki apetyt na życie – kret Stellan.
Mrówkojad i orzesznica, to przyjaciele którzy spędzają ze sobą bardzo, bardzo dużo czasu. Właściwie mrówkojad stale przebywa w domu orzesznicy, która jest nie tylko świetną przyjaciółką, ale i doskonałą gospodynią i kucharką. A mrówkojad to łasuch, który zawsze ma apetyt na to, co przygotuje orzesznica. Sam wprawdzie nie potrafi gotować i znacząco różni się od orzesznicy – ale to nie stoi na przeszkodzie ich przyjaźni, a być może że i umacnia ich przyjaźń. Przynajmniej różnica między przyjaciółmi nie przeszkadza to orzesznicy.
A Mrówkojad?
Mrówkojad przywykły do tego, że orzesznica jest z nim zawsze i w każdej sytuacji też myślał, że jest najlepszym przyjacielem orzesznicy. I że nigdy nic nie zmąci ich przyjaźni. Aż pewnego dnia…
„Był poranek, jak co dzień w małej kuchni Orzesznicy. Orzesznica i jej przyjaciel mrówkojad właśnie jedli śniadanie,, gdy mrówkojadowi przypomniało się coś, o czym nie wiedzieć czemu najwyraźniej zapomniał.
– Czy to nie dziś masz mnie opuścić? – zapytał.
– Opuścić? – zdziwiła się orzesznica. – Ależ, głuptasie! Jak mogłabym cię opuścić? Ciebie nie. W szczególności nie ciebie.”
Otóż właśnie. Okazało się, że tego dnia orzesznica była umówiona z kretem Stellanem, z którym miała iść na kurs Zdrowe słodycze.
Kret Stellan, mieszkający „z drugiej strony lasu, który na starość ni stąd, ni zowąd zapragnął zdrowiej żyć: więcej korzystać ze słońca, zdrowo jeść, chodzić na długie spacery i ogólnie zrobił się ciekawy życia”.
Fantastyczne w książeczce jest ukazanie różnicy między kimś, kto ma apetyt na życie (kret Stellan), a kimś kto ma tylko apetyt na to, co jest mu znane (mrówkojad). I nie chodzi tu tylko o to, co da się zjeść – ale i o to, do czego jesteśmy przyzwyczajeni.
Mrówkojad nie rozumiał apetytu jakie miał na życie kret Stellan i pytał sam siebie: „Na co mu ta ciekawość?”, zwłaszcza, że kret Stellan był stary i – jak sarkastycznie mrówkojad dodał – „niewiele mu już tego życia zostało”.
Mimo niezadowolenia mrówkojada orzesznica postanowiła wyjść z kretem Stellanem zostawiając mrówkojada tylko z jego szmacianym Karolem Gustawem. Mrówkojad oczywiście bardzo zmartwił się – ale nie wiedział czy bardziej zmartwiło go wyjście orzesznicy, czy to, że schowała do spiżarki babkę, którą upiekła na ten dzień. Oczywiście szybko się zorientował, że przede wszystkim zmartwiło go wyjście orzesznicy – a zwłaszcza to, że nie wiedział, co miałby bez niej robić sam w domu przez cały dzień. Oczywiście zapytał o to orzesznicę, która kazała mu samemu o tym pomyśleć.
Gdy zatrzasnęły się drzwi za orzesznicą zostawiony i samotny mrówkojad – nie wiedząc co ze sobą począć – usadowił się na krześle i postanowił czekać i nudzić się. Bardzo chciało mu się płakać, taki był smutny. „Na samą myśl o tym, jak orzesznica po powrocie do domu zastanie go zalanego łzami na tym twardym i niewygodnym krześle, zrobiło mu się ciepło na jego mrówkojadzim sercu”. Ale niestety płacz nie nadchodził. A wiadomo, płacz, to najskuteczniejszy sposób by wywrzeć na kimś wrażenie – zwłaszcza, gdy się jest samotnym mrówkojadem. A skoro płacz nie przychodził, to trzeba było wymyślić podstęp.
A co najbardziej wyciska z oczy łzy? Oczywiście krojenie cebuli. A do tego rozmyślanie „o różnych smutnych rzeczach, nad którymi dobrze się płacze: o przyjaciołach, którzy odchodzą, o królikach które umierają, o lecie, które się kończy, i o cieście zamkniętym w spiżarce”. O tym właśnie myślał mrówkojad siekając coraz więcej i więcej cebuli – aż za oknem zapadł zmrok. I wtedy cebula się skończyła.
A co robić, gdy już nie ma nad czym płakać? Najlepszym sposobem jest znalezienie sobie zajęcia – na przykład wykorzystania skrojonej cebuli do zrobienia zupy cebulowej. Tak właśnie zrobił mrówkojad, dzięki czemu nie tylko czas mu bez orzesznicy szybko upłynął, ale i miał poczucie, że tym razem to on robi coś dobrego dla orzesznicy – a nie tak jak zazwyczaj – orzesznica dla mrówkojada.
Cała historia kończy się bardzo dobrze. Orzesznica wraca prosto na pyszną kolację. Jest bardzo zadowolona z mrówkojada i z tego, że sam potrafił poradzić sobie z jej nieobecnością. A mrówkojad szczęśliwy z powroty orzesznicy był dumny też i z siebie – a zwłaszcza z tego, że znalazł sposób na to, jak poradzić sobie ze smutkiem i z zazdrością. Nie ma nic lepszego niż praca i sprawianie przyjemności innym – nawet, a może zwłaszcza gdy nie ma ich przy nas. Bo któż nie lubi niespodzianek.
Książeczka „Sam w domu” Lotty Olsson, to nie tylko pouczające opowiadanie dla dzieci, ale i bardzo kolorowy album z życia mrówkojada i orzesznicy. Piękne obrazki autorstwa Marii Nilsson Thore, bogate w szczegóły, są dopełnieniem całego wydawnictwa. Cipciakowi-małemu bardzo się podobała.
I jeszcze o autorce książeczki.
Lotta Olsson urodziła się w 1973 r. w Helsinborgu, obecnie mieszka w Sztokholmie. W 1994 r. zadebiutowała zbiorem sonetów, a pięć lat później wydała swoją pierwszą książkę dla dzieci. Od tego czasu opublikowała kilka zbiorów wierszy oraz około 30 książek dla dzieci. Zajmuje się także tłumaczeniem literatury z języka angielskiego. Otrzymała kilka ważnych nagród, była do Nagrody Augusta za książkę „Dziwne zwierzęta”. W Polsce nakładem Wydawnictwa Zakamarki ukazały się następujące tytuły: „Dziwne zwierzęta”, „Inna podróż”, „Sens życia”, „Wierzcie w Mikołaja!”, no i teraz książeczka „Sam w domu”.
Dziękuję Wydawnictwu Zakamarki, za możliwość przeczytania książeczki.