Aby pokonać zło, potrzeba czasu i ciszy
- Jesteś złym dzieckiem! – wrzasnęła na Janka, i targając go jedną ręką za ucho, a drugą tłukąc po głowie, ciągnęła go za sobą w stronę domu – Ile razy można ci tłumaczyć! Zobacz, jaką dziurę zrobiłeś w spodniach! Jaka bluza brudna! Wiecznie wszystko niszczysz! To po co ganiasz, skoro wiecznie się wywalasz?! Co za łajza z ciebie! Pewnie po ojcu. A jakże! Taki sam sierota z ciebie, jak i z niego! Gdzie ja oczy miałam, idąc za niego za mąż?! I po co? Chyba po to tylko, aby mieć takiego syna łamagę! Pijus cholerny. Nic go nie interesuje! Własnego syna wychować nie potrafi. Zresztą po co? Jakimże on jest przykładem? Gorsze błoto by ci z mózgu zrobił, niż masz! O ile w ogóle masz mózg!
Zniknęli za winklem, a wraz z nimi tyrada matki i płacz dziecka. Po jakimś czasie słychać było z oddali, przenikający przez uchylone okno, jeszcze głośniejszy wrzask matki i jej wyzywania, oraz bardziej intensywny płacz Janka, przerywany jedynie świstem i klasknięciami skórzanego pasa. Wiadomo, że pas klaskał o siedzenie, na którym zapewne przez długi czas jeszcze, po całym tym zajściu, chłopiec nie mógł usiąść.
Następnego dnia, złe dziecko – mimo odgrażania się matki, że więcej na dwór nie pójdzie – w zupełnie nowych spodniach i czystej już bluzie,biegało po podwórku z kolegami, jak gdyby nigdy nic. Kopał z kumplami z podwórka, jak wczoraj, piłkę. Wydzierali się wniebogłosy przy tym i gnali, jak opętani, za piłką toczącą się po murawie. Trudno było rozpoznać, które nogi należą do kogo. Zdawało się, że więcej ich jest niźli samych piłkarzy. To piłkę te nogi kopały, to podbijały, do odbijały. A to wewnętrzną częścią stopy, a to prostym, a to wewnętrznym, a to zewnętrznym podbiciem, a to szpicem, a to piętą. Zwykły obserwator oczopląsu dostać mógłby przyglądając się tej zaciekłej gonitwie. Uznać mógłby też, że chłopcy są super kumplami. Ostatecznie sport jednoczy.
Widok dzieci goniących za piłką nie jest jednak niczym nowym. Nie przykuwa zatem wzroku potencjalnego przechodnia na dłużej. Ot tak, rzuci się okiem na grających chłopaków i idzie się dalej. Natomiast sytuacja po tym, gdy jeden drugiemu nogę podetnie, i ten drugi na murawę padnie jak długi, bardziej już zwraca uwagę. Zwłaszcza, gdy ten, co podetnie współgracza, miast po sportowemu rękę mu podać jeszcze mu dokopuje – i to dosłownie – kopiąc leżącego, i w przenośni – używając słów, które ranią gorzej niż kopniak.
- Ty sieroto posrana! Jak grasz! Nikt cię nie nauczył!
To „bohater" wczorajszego manta, jaki sprawiła mu matka za porwane spodnie i brudną bluzę, był autorem tych słów. Wczoraj ryczał w głos, a dzisiaj robi popis. Zapewne po to, by zatuszować wczorajszą „porażkę" i pokazać, że on w zasadzie to się wtedy nie poddał, bo przecież twardy jest.
- Jaki ojciec, taki syn! Już mi mój stary opowiadał, jaką siermięgą był twój ojciec, gdy był małym posrańcem! Że też cię matka z ojcem nie oddali, albo nie ubili po prostu jak psa! Nie musieliby się teraz wstydzić takiego łamagi! Zły się im trafił egzemplarz! Wstyd rodzinie przynosisz, nic więcej!
Darł się między jednym kopniakiem, a drugim. Spocona grzywka opadła mu na oczy, w oczach zapłonęły iskry, a twarz mu spurpurowiała. „Pokażę chłopakom, że nie jestem takim mięczakiem, jak ta sierota! Że to wczoraj, to jest nic w porównaniu z tym, co ta łajza tu wyprawia" – myślał sobie przy tym, czując jak każdy kopniak sprawia mu nie tylko radość, ale odsuwa od niego coraz dalej wczorajsze upokorzenie. Jakby każde uderzenie miało moc sprawczą odepchnięcia w niepamięć osobistych klęsk. Nie było już dla niego ważne za co kopie kolegę. Ważne było to, że czuł się z każdym kopniakiem coraz lepiej.
Nie wiadomo, jakby się to skończyło.
Inni chłopcy z przerażenia stali w pewnym oddaleniu i tylko, co bardziej odważni, krzyczeli, aby dał już spokój i zostawił Ryśka w spokoju. Ale to przynosiło skutek zupełnie odwrotny. Gdyby nie interwencja dorosłych, być może skończyłoby się to tragedią. Chociaż nie można powiedzieć, aby tragedii nie było. Skopany przez kolegę Rysiek stracił dwa zęby, połamaną miał rękę i dość poważnie obtłuczone żebra. Ale wszystko to zagoiło się z czasem.
Natomiast u Janka rany nie chciały się zabliźnić. Przez długie lata. Trudno bowiem zapomnieć upokorzenia serwowane przez najbliższych i zrozumieć, że nie trzeba być złym, mimo tego, że całe życie było się w tym utwierdzanym. Po Ryśku było jeszcze dwóch czy trzech kolegów, których potraktował w podobny sposób. Potem miał dziewczynę, którą katował. Potem miał żonę i dwoje dzieci. Im też serwował swój specyficzny rodzaj „miłości" i „karmił" tymi samymi słowy, co niegdyś jego karmiła jego własna matka.
***
Czy Janek był złym chłopcem? A w dorosłym życiu, złym człowiekiem? Czy po prostu padł ofiarą złego wpływu środowiska, w którym się wychowywał. Czy gdyby Janka mama była zupełnie inną osobą, jankowy tato innym tatą, czy gdyby Janek miał możliwość wychowywania się w zupełnie innym środowisku, to czy schemat ten powieliłby się mimo wszystko?
Ponoć zło jest nieodłączną częścią każdego człowieka. Tak samo jak dobro. Obie te cechy są ze sobą nierozerwalne i przenikają się, tworząc tym samym jedność. Uzupełniają się, aby mogły istnieć. Z tym że, u jednego człowieka górę bierze dobro, a u innego zło. I zależy to od okoliczności, w których musi się rozwijać. Ale czy ktoś, kto je czyni to człowiek zły? Czy może po prostu jest to człowiek nieszczęśliwy?
Zdaniem Matki-kury na świecie nie ma całkowicie złych ludzi. Są jednak ludzie skrzywdzeni przez los. Ludzie, którzy nie mogąc uporać się ze swoimi problemami, w rozpaczliwym geście mszczą się za to, co dało im życie. W obecnej swojej pracy Matka obserwuje to na co dzień i zastanawia się, ile dobra należałoby teraz wlać w te powichrowane przez życie osoby, aby chociażby wyrównać dobro ze złem.
Ponoć najlepszym sposobem na to jest czas i cisza. Czasu mamy wiele. Ale jak zagwarantować tę ciszę, skoro wokół tyle szumu?
Oczywiście trzeba też brać pod uwagę, że zło ma dwie odmiany. Istnieje bowiem zło świadome, i zło nieświadome. Dlatego trzeba uważać i bacznie obserwować tych, którzy czynią zło. Wprawdzie większość ludzi czyni zło nieświadomie. Krzywdzą innych pod wpływem emocji, z głupoty, frustracji itd. Są jednak tacy ludzie, o wiele gorsi, którzy zło czynią świadome, bezwzględne i cynicznie.
Zło, które jest ukierunkowane na osiągnięcie konkretnego celu, czasami związanego z zyskiem, a czasami tylko z chęcią czynienia zła. Z tymi pierwszymi można pracować, można pokazać im, że jest jeszcze inna droga, że jest wybór. Ale czy praca ze złem świadomym może być efektywna? I gdzie kończy się i zaczyna granica, która oddziela zło nieświadome od świadomego? Jak w końcu uchronić nasze własne dzieci od tego, by potrafiły rozpoznawać i przedkładać dobro nad zło?
Dzieci jednak same z siebie nie bardzo orientują się, czym jest dobro, a czym zło. Dzieci nie znają tych zupełnie dla nich abstrakcyjnych pojęć. Nawet dorosłym trudno jest je zdefiniować. Dobrze więc, aby mogły je zobaczyć w czynach. W przykładach. W postawie dorosłych ludzi.
Dzieci uczą się od samego początku. Mają jednak problem z rozróżnieniem, czym jest zło i jak sobie z nim radzić. Cała rzecz polega na tym, że również dorośli mają z tym problem i dają dzieciom zły przykład. A przecież to, co dziecko obserwuje u swoich najbliższych staje się przykładem do naśladowania.
Wzorem, które dziecko będzie powielało, właściwie przez całe swoje życie.
A co, jeżeli dziecko już nabyło złych nawyków?
Poza własnym przykładem, ważne jest też, aby mieć niebiańską cierpliwość. To, że dziecko zachowuje się tak, jak się zachowuje, poza tym, że jest efektem działania osób dorosłych, to i pozostaje poza ich kontrolą. Chodzi przecież do szkoły, ma kontakt z innymi dziećmi, z innymi dorosłymi. Należy zatem zdobyć zaufanie dziecka, ponieważ często brakuje mu go ze względu na przemoc jaką od innych osób doświadczyło. Kiedy dziecko uwierzy, że kolejna osoba nie chce go skrzywdzić, że będzie stać po jego stronie i pomagać mu zamiast je krzywdzić – wówczas pozwoli sobie pomóc. Taka jest rola nas, rodziców, by zawsze stać po stronie dziecko! Ale taka jest też rola i nauczycieli, i wychowawców, i pedagogów w placówkach oświatowych czy wychowawczych.
Kolejnym krokiem jest nauczenie dziecka, że można wyrażać wszystkie emocje. Należy nauczyć dziecko, że naturalną rzeczą jest czuć smutek, złość, czy inne uczucia. Należy jednak nauczyć dziecko, że istnieją odpowiednie sposoby wyrażania tych emocji. Zupełnie inne od tych, jakie dotychczas stosowało, czy odczuwało „na własnej skórze".
No i ta cisza. Cisza i nasz własny spokój, to sprawa najistotniejsza. Wyzbycie się maniery wykrzykiwania swoich racji i żądań!